Béton brut

Poniedziałek the 14th
⌜ Życie ⌟

2010-06-15

Nie jestem fatalistą, ale koniec jest bliski. Na szczęście tylko poniedziałku, który zaczął się tak.

Wstałem o piątej. Wyznaję zasadę, że trzeba iść jak najszybciej do pracy żeby wyjść jak najpóźniej. Nie jestem jednak pracoholikiem który zarabia worki pieniędzy. Jestem po prostu idiotą. Wypiłem śniadanie składające się z dwóch kaw i na paluszkach, żeby nie obudzić dzielącej ze mną norę mieszkalną kobiety, przedostałem się do przedpokoju gdzie stwierdziłem brak kluczy do biura.

Rozważyłem opcje i nie znajdując rozwiązań opadłem znów przed laptopa. Popisałem kilka zdenerwowanych e-maili, które zaczynały się od wulgaryzmów, zawierały kilka innych w treści i miały priorytet ustawiony na High co uznaję za wulgaryzm wysmakowany.

Pracuję z ludźmi, którzy wszystkie godziny przed 11:30 uważają za środek nocy. Szansa zobaczenia ich w biurze przed czternastą jest znikoma.

Szczęście uśmiechnęło się do mnie 1 około dziewiątej, gdy thung stwierdził, że jest w stanie przybyć do biura już przed jedenastą. Uradowany tą wiadomością spakowałem się bardzo szybko, ucałowałem osobę pełniącą rolę żony i jednym płynnym gestem wylałem na siebie stojącą na stole herbatę.

Przebrałem się i ze śpiewem na ustach, słowa piosenki były głównie o mojej nienawiści do świata jako takiego, udałem się do biura.

Za jakiś czas pojawił się Potera i od drzwi oznajmił nam, że się wywalił. Na laptopa, bo nie chciał się ubrudzić. Pocieszyłem go, że przecież chyba nic się nie stało, jego wylizany MacBook Pro, który otrzymuje więcej zabiegów higienicznych przy pomocy miękkich szmatek i płynu antybakteryjnego niż dwa wagony tramwaju linii 11, nie może się zepsuć przecież ot tak, od wywrotki.

A potem go wyciągnął z torby.

Brzydki Maczek to tak jak niedziałający PC. Udało się nam trochę poodginać porty i nawet działa.

Dzień upływał dalej zwykłym rytmem. Zadzwoniliśmy do klienta, z którym to klientem przygotowujemy projekt od dwóch miesięcy, żeby usłyszeć taką linię: “Nie mogę przekonać szefów, zajmijcie się czymś innym”. Było coraz lepiej.

Wieczorem opuściłem biuro by spotkać się z przyjacielem, napić się piwa i może zobaczyć mecz Włochy - Paragwaj. Spotkaliśmy się w knajpie, gdzie przy piwie opowiedziałem mu o naszym strasznym dniu. Popatrzył na mnie i od niechcenia wspomniał o tym, że rano upuścił kubek kawy na podłogę, który rozbił się na kawałki zalewając wnętrze jego komputera, który nie chce się już włączyć. Pośmialiśmy się z naszych tragedii. Potem dodał, że następna osoba z którą się umówiłem nie dotarła do pracy, bo urwało mu się koło w jego BWM M3. Pośmialiśmy się jeszcze trochę i postanowiliśmy już niczego się w tym dniu nie dotykać.

Zasiedliśmy więc po staropolsku, przy jadle, napoju i włączonym telewizorze nastawionym na Szpakowskiego. Dzwonek do drzwi. Na scenę wchodzi Krzaku i dramatycznym gestem pokazuje na swoje oczy, które pozbawione są białek. Opowiada: zacząłem grać w filmie, pani mi mordę pudrowała pierwszy raz, puder dostał się pod soczewki, zasnąłem w soczewkach, ostre zapalenie spojówek wyłączające mnie z dalszej działalności artystycznej związanej ze szczerzeniem się do oka kamery.

Zebrał oklaski, bo był dobrą kropką nad naszym “i” w “tragedia!”.

  1. ostatni raz
QR for Poniedziałek the 14th