Béton brut

Jedną nogą na platformie, drugą nogą w trumnie
⌜ Życie ⌟

2011-03-12

![Burza na morzu](https://fuse.pl/beton/wp-content/uploads/2011/03/platforma.jpg “platforma”)

Stojąc na ramionach gigantów

Słynna metafora o staniu na ramionach gigantów opisuje naturę inwencji, która nie zachodzi w próżni. Dzisiejszy wynalazek czy odkrycie naukowe jest możliwe dzięki zakumulowanej wiedzy przeszłych pokoleń. Przekładając to powiedzenie na nasze podwórko otrzymujemy dwa znaczenia, jedno zgodne z ogólnym zrozumieniem przesłania (wzorce projektowe, metodologia) i drugie, które wymaga lekkiej modyfikacji i po zmianie brzmi następująco: “stojąc na platformie gigantów”.

Róbta co chceta. Reszta jest wymieniona w TOS.

“Zbudujcie, a przyjdą. Zostawcie wiadro z farbą, a pomalują.” — tak mniej więcej wygląda rozwój popularnych projektów webowych. Brak API to faux pas. Kto nie mashapuje ten ma brud za paznokciami. Można wysunąć nieśmiałą tezę, że niektóre projekty nie osiągnęłyby dzisiejszej popularności, gdyby nie łatwy dostęp do danych przez ustandaryzowany protokół.

Czym projekt popularniejszy, tym więcej developerów grzeje się w odbitym blasku. Niektórzy budują własne małe (lub większe) biznesy w oparciu o żywiciela. Protokooperacyjna symbioza trwa tak długo, aż operator platformy nie staje się duży. Duży i niedożywiony.

Patrzę na Twittera. Przez ostatnie lata klient Twittera powstał chyba na wszystkie platformy, które mają dość pamięci aby wysłać i odebrać dane po HTTP. Aktualizacje statusów z użyciem C64 to najnowszy hipsterski trend. Wszystko było dobrze, programiści trzymali się za ręce, chodzili boso po plaży, jelenie ryczały do zachodów słońca. Wreszcie, jak to w związku, strony rozpoczęły testowanie limitów. Szybko okazało się, że “spodnie w związku” nosi właściciel platformy, który po kilku próbach spieniężenia jego API powiedział, że poligamia go już mocno zmęczyła i spróbuje związku z jedną aplikacją, własną. Która to aplikacja może mieć dostęp do kilku metod na wyłączność. Taki handicap.

Patrzę na mobilny ekosystem Apple. Konkretnie na ostatnie zmiany w temacie subskrypcji i dzielenia się dochodami. Pada teza, że to produkty Apple, dzięki swojej popularności, przynoszą klientów wydawnictwom, ale prawie nikt nie stawia tezy, że to aplikacje i cyfrowa prasa sprzedaje urządzenia kalifornijskich multimiliarderów. I czuję żal wydawców, ale nie zdają sobie oni chyba sprawy, że kiedy masz już założony stryczek, a ksiądz kończy modlitwę nie ma już wiele czasu na składanie apelacji.

Tabakiera dla nosa, czy nos dla tabakiery? To zależy, czy właściciel nosa jest uzależniony.

Anegdota: byłem kiedyś na spotkaniu, gdzie próbowano połączyć ruch open source z anarchizem. To jedna z tych pułapek: parówki są dobre, ale nie chcesz widzieć jak powstają. 1 Końcowy produkt jest smakowity, ale pisanie programów czy tworzenie platform zwykle nie ma nic wspólnego z wolnością. Dyktatura jest bardzo efektywnym systemem. Ktoś musi mieć możliwość pieprznięcia ręką w stół.

Martwi mnie wymuszona marketingowo fragmentacja 2 i pewna niefrasobliwość twórców. Brakuje mi oderwania produktu od platformy. Czuję, że powtarzamy lata osiemdziesiąte. A szło nam tak dobrze. Wszystko zaczęło się od technologicznej zupy pierwotnej, w której rodziły się i umierały pierwsze domowe komputery. Ze względu na mały potencjał i kompletną niszowość przenośność danych była przecinkiem na wielkim planie rozwoju. C64 nie wyświetało obrazków z Atari, PC nie czytał dyskietek Amigi, Mac miał kosmiczny system plików, który wymagał specjalnej troski. Potem powolutku, powolutku, drogą naturalnej selekcji, udało nam się coś ustalić.

Siedzimy sobie w trzy osoby, trzy laptopy, trzy systemy operacyjne. Możemy się wymieniać danymi bez większych problemów. Mamy wspólne protokoły, dekodery, kodeki. Czasem jest to najniższy denominator (VFAT na pamięciach flash), ale jakoś to się kręci.

Próbowałem dla zabawy zebrać “najlepsze” teksty z blożka i opakować je w coś, co pozwoliłoby rozdać je czytelnikom. No, jest ePub, ale ze wsparciem jest różnie. PDF teoretycznie odczyta się wszędzie, ale co z rozmiarami ekranu? Dystrybucja cyfrowa narzuca na mnie kolejne ograniczenia, a czasem jest niemożliwa ze względu na możliwości techniczne (cyfrowa dystrybucja w Amazonie nie wspiera polskich znaków diakrytycznych). Mogę śmiało powiedzieć, że jestem całkiem kompetentnym gościem jeżeli chodzi o komputery, ale ilość zmiennych i niekompatybilnych systemów zmusiła mnie ostatecznie do podjęcia męskiej decyzji: pieprzyć to.

Jestem oczywiście w komfortowej sytuacji, że nie muszę. Gdyby w grę wchodził czynnik ekonomiczny to prawdopodobnie wybrałbym najpopularniejszą, czy też przynoszącą największe dochody, platformę. I niby nie ma problemu, bo zwycięzcy zwykle piszą historię.

Ale. Jest we mnie ta kropla pryszczerstwa i nitka swetra. Ta, która martwi się, że zmiana w sposobie w jaki zwykły użytkownik używa komputera doprowadzi do ograniczenia dostępu do kultury. Każdej kultury, tej z dużej i tej z małej.

“Nasz” dyktat się skończył. Komputery nie są już zabawkami w rękach gości, którzy żyją i oddychają ich problemami. Firmy po dwudziestu latach walki z nami o różne rzeczy widzą nową, świetlaną przyszłość. Wmówiłem sobie, że zobaczę czas w którym będę krok od twórcy, a twórca krok od moich pieniędzy. Czy nie będzie świetnie pozbyć się tego piątego koła u wozu? Tego wydawcy, dystrybutora, hej! świat jest nasz. Dziś wygląda na to, że zamieniliśmy jedno na drugie. Do tego ten nowy jest dyktatorem i z chęcią sprzeda ci specjalne okulary do czytania jego książki.

Kult aplikacji

Sieć opakowana w małe pudełka po 128px i sprzedawana na raty. 3 Gdzieś udało się dyktatorom platform przekonać ludzi, że dużo lepiej zainwestować we “własną aplikację” niż w dobrą mobilną wersję strony.

Często jedyną wartością dodaną jest możliwość wskazania ikony i powiedzenia “To my!”. Na salonach należy bywać, bo kto nie bywa ten nie rozdaje wizytówek. W przypadku pudełkowania webu płacimy za to psuciem naturalnego środowiska (czy aplikacja Gazety X może podlinkować do aplikacji Bronikowski.com lub w drugą stronę? A co jeśli jedna z nich jest płatna? Niedostępna na platformie?) i zezwoleniem na kontrolę własnych treści.

Wreszcie możesz uczciwie powiedzieć, że kupujesz Playboy.app dla artykułów.

To wideo nie jest dostępne na terenie Twojego kraju

Mieć, czy być? Najlepiej to i to. Jak? Nie mam pojęcia. Jedyne, co mi przychodzi do głowy to edukacja użytkowników i technologiczny agnostycyzm. Dobre wzorce. Technologiczne rozwiązania. Lepsze prawo.

Okresu w którym zwycięzcy podzielą łupy nie unikniemy, naszym modus operandi powinno być skrócenie czasu rządów lokalnych książąt i baronów do minimum. Niech Hari Seldon będzie dumny!

Wykazują się niespotykaną nonszalancją puszczam tekst bez redakcji. Eri jest zajęta, a ja postanowiłem mieć pierwszy wolny weekend w 2011. Tekst leży dwa dni i mógł trafić na stronę lub do śmietnika. Najwyżej oddam Wam za abonament.

Fotografia na licencji CC, autor Mike Braid

  1. “Gdyby rzeźnie miały szklane ściany wszyscy bylibyśmy wegetarianami” — Paul McCartney
  2. powiedział użytkownik Androida, c’nie
  3. Chyba oczywiste jest, że nie piszę tu o grach i aplikacjach, które mają jakiś powód do bycia aplikacją?
QR for Jedną nogą na platformie, drugą nogą w trumnie