Béton brut

Wszyscy powieszeni w galerii

2014-03-27

Ostatnie dwa dni pomagałem w przygotowywaniu instalacji artystycznej potrzebnej mojej przyjaciółce do obrony pracy dyplomowej. Dziś miałem okazję nadziać się przemykające się po korytarzach gromadki profesorów, którym przypadło zadanie przepytania dyplomowych petentów z „co autor miał na myśli” i „ile sztuki w sztuce”. Zawsze zastanawia mnie, co można powiedzieć o kolekcji fotografii wykonanych szerokokątnym obiektywem.

Kiedy ktoś pyta mnie o motywy wyprodukowania kawałku tekstu lub zdjęcia zwykle wymieniam „fajne”: fajne kolory były, fajny pomysł miałem, było fajnie. Kiedy słucham studenta, odpowiadającego na pytanie o swoje dzieło mam wrażenie, że odpowiedź „zrobiłem, bo mi się podobało” jest praktycznie przyznaniem się do amatorstwa, a może nawet umysłowej cepelii. Jak to? A gdzie dramat ludzkości na przełomie wieku? Galopujący dysonans przecięty czarnym ostrzem monochromatycznej fotografii?

Aleksandra
Korszuń

Nie słucham nigdy zbyt długo, cierpię na schorzenie, które można opisać jako cyniczna empatia. Czuję wewnętrzne konwulsje słuchając umysłowego galopu artysty, to moja empatyczna część. Ta cyniczna widzi, że to taki teatr pozorów: pytania są tak samo bez sensu, jak i odpowiedzi. I znów przełączam się na empatię: czuję, że wszyscy robimy się tu w chuja.

Jestem sceptyczny co do procesu tworzenia, który sugeruje takie odpytywanie. Nikt nie myśli: wykonam pięćset, może sześćset kroków, a kiedy usiądę na ławce, to będzie spacer do parku. Przespacerowałem się w ramach protestu przeciwko zanikającej zieleni miejskiej, co łatwo odczytać z faktu, że siedzę w parku i palę fajkę.

Bez wątpienia wszystko ma swoją myśl założycielską. Nie jest to zwykle coś wybitnego, coś, co jest gotowe do podania wprost z mikrofali. Raczej kawałek pomysłu, który rzucasz na stół i okładasz swoim artystycznym narzędziem tak długo, aż przez przypadek lub w wyniku „skradzenia” dostateczniej ilości dobrych, już wykonanych, pomysłów masz coś swojego. Teraz możesz do tego dopisać mit i już masz sztukę, a nie hobby!

Przykładowo, moja poprzednia notka o pamięci. Emil staje w obliczu przemijającego życia, które jest odmierzane przez cyfrowe serwisy archiwizujące bezlitośnie jego porażki. A tak na serio: idąc do domu, zapisałem to „zdanie”.

Notatka z
Keep

Ktoś pomyśli, że jestem niesprawiedliwy wobec sztuki. To samo myślałem kiedyś na zajęciach z plastyki. To był tydzień, czy może miesiąc, pierwszych prób wyłożenia ekoświadomości młodym ludziom, którzy nie mogą dawać mniejszego faka. Praca miała mieć oczywiście temat związany ze zmianami w ekosytemie. Spędziłem dobre 40 minut, walcząc z najbardziej żałosnym zestawem farbek, które składały się głównie z kurzu i wody. Pracowałem uczciwie, a siedzący obok mnie przyjaciel gadał coś o masturbacji albo Terminatorze. Może o obu rzeczach naraz. Kiedy pani plastyczka rzuciła „proszę pokazać prace”, Marcin umoczył pędzel w czarnej farbie i w przeciągu dziesięciu sekund narysował słońce, razem z oczkami i buzią, która była wykrzywiona.

– To oddasz? – zapytałem.
– Jasne, wkurwione słońce – odpowiedział.

Stał za mną w kolejce do oceny. Trzymałem mój malunek, który ze względu na ilość wody, miał kształ blachy falistej i równie dobrze komunikował ekologiczne zagrożenia. Dostałem trzy plus. Podszedł Marcin i usłyszałem:

„Cóż za ekspresyjne dzieło, nie myślałem, że potrafisz patrzyć tak perspektywicznie, Marcinie. Ciemne słońce niszczy naszą planetę, niejako w geście zemsty! Piątka!”

Może noszę tę zadrę zbyt długo w sercu. Może sztuka to totalna bzdura.

QR for Wszyscy powieszeni w galerii